Akkon pisze:
To żaden argument. W ten sposób można podważyć każdy zakaz. Np. zalegalizujmy narkotyki skoro i tak wiadomo, że nie jesteśmy w stanie całkowicie ich zwalczyć.
Oczywiście że tak. Wszystkie narkotyki powinny być całkowicie zalegalizowane, od marihuany na heroinie skończywszy. Zakaz zażywania narkotyków narusza moje święte prawo do decydowania o swoim własnym ciele.
Akkon pisze:
Co to znaczy "niesłuszne ograniczenie wolności"? Pod płaszczykiem "wolności osobistej" nie może kryć się samowola.
Chodzi o to, że egzekwowanie prawa autorskiego wymagałoby zakrojonej na szeroką skalę prewencji, zniewalającej przy tym mnóstwo osób nie dokonujących żadnego przewinienia. Aby wyłapać wszystkich piratów, którzy wysyłają sobie piosenki, należałoby kontrolować ruch internetowy, szpiegować internautów i prowadzić wiele innych działań, które w jawny i ewidentny sposób naruszałyby wolność człowieka. No chyba że wiesz w jaki sposób można wyłapać takie osoby bez masowej inwigilacji sieci i kontroli wszystkiego co jest przesyłane między ludźmi. Niektóre organizacje zajmujące się rzekomo walką z piractwem nawet piszą specjalne trojany i wirusy, które mają za zadanie szpiegować komputery ludzi w poszukiwaniu nielegalnych plików i wysyłać te informacje na ich serwery. Do tego prowadzi właśnie konsekwentne egzekwowanie prawa autorskiego!
Akkon pisze:
Co rozumiesz przez pojęcie "skrajnie niesprawiedliwe egzekwowanie"?
Takie prawo, które nie ma takiej możliwości aby było w całości wyegzekwowane. Ba, nie ma takiej opcji aby choćby w kilku % było egzekwowane

Czy wobec tego ma to jakikolwiek sens? Czy jest to sprawiedliwe wobec tych pojedynczych jednostek, które zupełnym przypadkiem wpadną policji? Młodzi, porządni ludzie, którzy popełnili tę zbrodnię, że udostępnili znajomym parę filmów, są ciągani po sądach i traktowani jak kryminaliści. A na łapanie prawdziwych bandytów oczywiście nie ma pieniędzy
Akkon pisze:
Mylisz (nie rozumiesz?) na czym polega równość wobec prawa z problemami jego egzekwowania.
Załóżmy hipotetyczną sytuację - pewnego dnia
wszyscy ludzie łamiący w jakiś sposób prawo autorskie są aresztowani i wsadzani do aresztu. Czy naprawdę myślisz, że w takiej sytuacji wszyscy ci ludzie zostaną potraktowani sprawiedliwie i równo wobec prawa?
No może jak pół polski zamienilibyśmy w jedno wielkie więzienie to byłoby to możliwe

A tak w każdej sytuacji będzie tak, że pewnej grupie (przytłaczającej większości) się upiecze, a parę pechowych jednostek wpadnie.
Akkon pisze:
To jest towar, bo jest wystawiony na sprzedaż (ktoś to w tym celu wymyślił) i jest na to popyt.
Jest towar, ale nie taki sam jak inne rzadkie dobra materialne! Różnica między własnością a własnością intelektualną jest tak wielka, że bardzo dużym uproszczeniem i nieścisłością jest mówienie iż jest to "taki sam towar jak każdy inny".
Akkon pisze:
Definicja, którą zaprezentowałeś jest nieprzystająca do obecnej rzeczywistości, w której głównym obszarem działalności człowieka (a więc również i gospodarki) jest informacja i wiedza.
No dobrze, ale czy to jest argument za tym aby tą wiedzę reglamentować przy pomocy państwowego aparatu przymusu tylko w interesie pewnych organizacji, które zyskują dzięki temu monopol? Co by poczęła ludzkość, jakby dostęp do większości odkryć i idei był zakazany bądź mocno ograniczony? Idea nie może być własnością jednego człowieka choćby dlatego, że z dużym prawdopodobieństwem może taka idea (bądź też bardzo podobna) zrodzić się w głowie innego człowieka.
Jak to napisał Thomas Jefferson, współautor konstytucji USA:
Thomas Jefferson pisze:
Jeśli istnieje jakaś rzecz, którą natura uczyniła mniej niż inne podatną na wyłączne posiadanie, to jest nią działanie władzy myślenia zwanej ideą. Jednostka może ją posiadać jako swoją wyłączną własność dopóty, dopóki zachowuje ją dla siebie. Atoli w chwili, kiedy wyjawi ją innym, idea narzuca się im i przechodzi w ich posiadanie. Ten zaś, który ją otrzymuje, nie może się jej pozbyć. Cechą charakterystyczną idei jest to, iż nie można posiadać jej w części, bowiem każdy posiada ją w całości. Człowiek, który otrzymuje ją ode mnie, sam zdobywa wiedzę, nie pomniejszając mojej] własności.
Zresztą polecam gorąco przeczytać ten artykuł -
http://www.ilk.lublin.pl/konf/szymona.htm
Wystarczająco dobitnie ukazuje, dlaczego własność intelektualna to nie jest taka sama własność jak każdy inny przedmiot.
Akkon pisze:
Pozbawienie kogoś należnego mu zysku przez przywłaszczenie sobie jego pracy, to nie jest Twoim zdaniem kradzież?
No sorry, ale czy ja w ten sposób kogokolwiek czegokolwiek pozbawiam?! Proszę wykaż czego pozbawiam twórcę w wypadku, kiedy
tak czy inaczej nie kupiłbym jego dzieła? Co to znaczy przywłaszczenie pracy?

Przecież to jest błąd logiczny. Przywłaszczyć można co najwyżej efekty pracy, a
na pewno nie samą pracę. Tak poza tym pozbawienie możliwości zysku to nie jest kradzież.
Akkon pisze:
Jeśli ja przygotuję jakiś utwór, to chyba mam prawo nim dysponować jak chcę? Czy może odbierasz mi to fundamentalne prawo do wolności decydowania o tym co zrobię z tym co sam wytworzyłem, co jest po prostu moje i to w najbardziej dosłowny sposób jaki można sobie wyobrazić? Ja to wymyśliłem, napisałem i mam prawo, jeśli zechcę to sprzedać po każdej cenie i w każdej ilości.
Ale proszę bardzo, ja nikomu nie zamierzam zabraniać dobrowolnie dysponować swoja informacją czy swoją rzeczą. Rób sobie co chcesz ze swoim dziełem, ale przed jego ujawnieniem danej osobie zastrzeż sobie w umowie, że nie pozwalasz tego kopiować, udostępniać itd. Jeżeli dana osoba, której powierzyłeś swoje dzieło, udostępni komuś dany produkt to możesz pozwać ją do sądu za złamanie warunków umowy. Po co do tego wszystkiego restrykcyjne, zamordystyczne prawo autorskie? Z jakiej racji państwo ma odgórnie mieszać się w dobrowolne relacje między ludźmi?
Akkon pisze:
Jeśli Ty tego nie akceptujesz, to jako wolny człowiek masz prawo wyboru. Możesz wybrać coś innego, albo zrezygnować z tego dobra całkowicie. Nie musisz tego używać.
Mogę nie używać, ale nie widzę racjonalnego powodu dla którego miałbym to robić.
Akkon pisze:
Czyli to co powstaje w mojej głowie należy w mniejszym stopniu do mnie, niż to co nabyłem od kogoś innego, co zostało wyprodukowane przez kogoś innego i przy użyciu "zewnętrznej" (w senie pochodzącej spoza mojego ciała) substancji?
Tak dokładnie. Zgodnie z twoją logiką to jak wymyślę cokolwiek to powinienem mieć do tego pełne prawo własności. Nawet posty na forach, czy wypowiadane przeze mnie słowa powinny być chronione prawem autorskim. Jak ktoś powtórzy to co mu przekażę (nawet w wypadku kiedy nie zobowiążę go do zachowania tajemnicy) to łamie prawo autorskie, bo zawłaszczył sobie "własność", która zrodziła się w mojej głowie.
Zabraniam więc Ci cytować moich tekstów przez "Quote" w odpowiedzi, ponieważ będzie to bezprawne kopiowanie tego co powstało w mojej głowie, a więc świętej własności

Mam prawo do dobrowolnego dysponowania swoją własnością intelektualną, czyż nie?
Akkon pisze:
I co z tego? Podaż jest skorelowana z popytem. Jeśli nie będzie popytu to i podaż spadnie (zniknie).
Z drugiej, strony nasycenie rynku pewnym dobrem spowoduje, że będzie coraz mniej nabywców na nie, a to z kolei będzie prowadziło do obniżki jego ceny. Zresztą wykonanie kopii też pociąga za sobą koszty: czasu, prądu, nośnika zużytego do archiwizacji, serwera na którym są dostępne programy itd. To wszytko kosztuje.
No oczywiście, kosztuję - ja temu nie przeczę. Ale wracając do popytu/podaży - różnica między dobrami niematerialnymi, nieograniczonymi a rzadkimi, materialnymi jest tutaj znacząca. Nigdzie nie udowodniles, że podaż w przypadku dóbr nieograniczonych jest czyms ograniczona. Koszta tłoczenia płytek to jest niewielki ułamek ogólnej ceny oprogramowania. Tak więc zmiany w podaży np. Windowsa nie wpływają w żaden sposób na jego cenę, bo Microsoft może w każdej chwili np. wytłoczyć milion płytek, bez znaczącej zmiany swojej sytuacji finansowej. Co innego w przypadku np. paliwa, gdzie wraz ze wzrostem wydobycia automatycznie maleje cena, a wraz z zmniejszeniem - rośnie.
Akkon pisze:
Ustalanym przez rynek punktem równowagi. Inaczej subiektywnym miernikiem tego po jakiej ilości pieniądza konsumenci są skłoni kupić dane dobro, a producenci są skłoni je sprzedać.
To teraz odpowiedz sobie na pytanie, jakby ten punkt równowagi wyglądał gdyby nie istniało restrykcyjne prawo autorskie.
Akkon pisze:
Jeśli jesteś, tak jak piszesz, libertarianinem, to powinieneś wiedzieć, że to właśnie "Austriacy" wprowadzili do ekonomi koncepcje subiektywnej wartości dobra.
Ale czy ja gdziekolwiek, komukolwiek zabraniam sprzedawać dane dobro po dowolnie wymyślonej cenie? Ja tylko nie chcę aby mieszało się w to wszystko państwo, które ustala za ludzi co i na jakich zasadach powinno być dystrybuowane i rozpowszechniane i jakie kary grożą za złamanie tych zasad. To jest jawna ingerencja w naturalne relacje między ludźmi. Jak ktoś podpisał z tobą umowę a następnie wbrew jej zapisom wyjawił daną ideę to możesz go pozwać do sądu za złamanie warunku umowy. Natomiast ja udostępniając znajomemu piosenkę nie łamię żadnej umowy, nie łamię niczyjej wolności, nie naruszam niczyjej własności. Jest to więc przestępstwo bez pokrzywdzonego. Czy jest więc sens w takim razie za to karać?
Akkon pisze:
Przypominam, że pojęcie "obiektywnej wartości" to termin z ekonomii klasycznej, które w teorii niejakiego Marksa, stał się odpowiedzialny za zjawisko wyzysku (tzw. wartość dodana).
Z dorobku Karola Marksa to najwięcej czerpią właśnie zwolennicy własności intelektualnej, którzy bazują na laborystycznej teorii wartości, zakładającej że wartość dobra jest nierozerwalnie związana z pracą potrzebną do ich wykonania.
Akkon pisze:
Ja z kolei, zamiast internetowych "czytanek", polecałbym Ci jednak sięgnąć do "papierowych" klasyków, a na początek zajrzeć do kliku porządnych podręczników z prawa i ekonomii.
Niby na jakiej podstawie jesteś przekonany, że wszyscy intelektualiści są zwolennikami własności intelektualnej?