Mam nietypowy problem. Byłem na punkcie ksero z pendrajwem żeby wydrukować pewne zaświadczenie z pliku .pdf. Po podpięciu pendrajwa w domu pod Debianem okazało się że znajduje się na nim pełno syfu - explorer.exe, AutoRun.inf, folder "recycler" a w nim około 10 plików *.exe o dziwnych nazwach. W sumie nic nowego - przyzwyczaiłem się że tam gdzie jest Windows to musi być kupa wirusów. Zawsze ręcznie je usuwałem w domu jako root. Tym razem nie mogę nic zrobić, nie da się plików przejąć na własność, nie da się zmienić praw dostępu, nie działają komendy
oraz
wydawane z poziomu roota. Dopiero ręczne zamontowanie nośnika z linii poleceń jako root pozwala mi na usunięcie syfu. Ale zarówno jako zwykły użytkownik (gdy montowałem w trybie "klikalnym") jak i root (gdy montowałem w konsoli), nie da się odmontować urządzenia. Wyświetla się komunikat mówiący, że urządzenie jest zajęte oraz aplikacja uniemożliwia odmontowanie. Nigdy czegoś takiego nie widziałem... W ogóle nie miałem pojęcia, że wirusy *.exe mogą blokować akcje nawet rootowi.
Czy ktoś z Was posiada skuteczne metody na windowsowy syf? Albo jakiś skrypt, który to wszystko zniszczy?
Chyba zacznę wierzyć Kasperskiemu, z którego linuksowcy drwili, gdy mówił o wirusach na Linuksa ...